Obecna sytuacja na świecie, zbliżający się nieuchronnie kryzys gospodarczy, codzienne doniesienia o nowych zachorowaniach, przygnębiające wiadomości i niepokojące statystyki.
Nie chcę o tym myśleć.
Nie chcę myśleć o koronawirusie i jego skutkach. I tak nadejdą – czy się będę nimi martwić, czy nie. Nie chcę się nad tym zastanawiać, skoro nie mogę zrobić nic więcej poza stosowaniem się do zaleceń.
Gdzieś z tyłu głowy mam myśl, że trwa pandemia, ale zajmuję się codziennymi sprawami, staram się funkcjonować normalnie. Do tej pory całkiem nieźle mi to wychodzi, jednak są momenty, gdy po przeczytaniu różnych artykułów i postów na Facebooku zaczynam za dużo myśleć. Wyobrażać sobie. Przewidywać. Martwić się.
I wtedy przypominam sobie o Grze.
Gra w zadowolenie
„Pollyanna” autorstwa Eleanor H. Porter jest jedną z moich ukochanych książek z dzieciństwa, do której sentymentalnie wracam co kilka lat. To historia jedenastoletniej dziewczynki, która po śmierci ojca trafia do ciotki i wywraca jej świat do góry nogami – wszystko za sprawą dziecięcej ufności, pogodnego usposobienia i grania w Grę, która powstała przypadkowo, w zaskakujących okolicznościach.
Gdy Pollyanna i jej ojciec zostali sami (matka dziewczynki zmarła wkrótce po porodzie), żyli bardzo skromnie, pieniędzy wystarczało im na najważniejsze potrzeby. Dziewczynka marzyła o lalce, ale ojca nie było stać na to, żeby kupić ją córce. Pewnego dnia otrzymali dary od Koła Opieki i znaleźli wśród nich parę drewnianych kul, które ktoś oddał, sądząc, że może jakiemuś dziecku się przydadzą. Lalki, niestety, nikt nie podarował.
Ojciec, widząc smutek Pollyanny i chcąc ją podnieść na duchu, zaproponował, żeby znaleźli jedną rzecz, z której można cieszyć się w tej sytuacji: zaproponował, że mogą cieszyć się, że dziewczynka nie potrzebuje tych kul, bo jest zdrowa, nie ma złamanych nóg.
I tak powstała gra, mająca tylko jedną, prostą zasadę: żeby w każdej trudnej sytuacji znaleźć coś radosnego, coś dobrego. Gra w zadowolenie.

Z książek dla dzieci już wyrosłam, ale Gra ze mną została. Gdy tylko dopadł mnie pierwszy kwarantannowy kryzys, od razu sobie o niej przypomniałam i zaczęłam spisywać listę drobnych dobrych rzeczy, z których mogę się cieszyć.
1/ Cieszę się, że to wirus, a nie wojna. Ludzie nie walczą przeciwko sobie, tylko przeciw wirusowi. Razem.
2/ Cieszę się, że przez jakiś czas lasy i szlaki górskie były zamknięte (choć bardzo tęskniłam za wyjściem do lasu). Już dawno przyroda potrzebowała odpoczynku od ludzi.
3/ Cieszę się, bo sto razy bardziej niż zawsze doceniłam mieszkanie na wsi, posiadanie ogrodu. Czuję się uprzywilejowana, mogąc w każdej chwili wyjść na podwórko.
4/ Cieszę się, bo dzięki kwarantannie zaczęłam realizować plan treningowy wydrukowany 2 lata temu. Nigdy nie przepadałam za ćwiczeniem w domu, wolałam rower, rolki, siatkówkę, łyżwy. Teraz przekonałam się do domowych treningów i (!) nawet zaczęły mi sprawiać przyjemność.
5/ Cieszę się, bo gdyby nie obowiązkowe zamknięcie w domu, nie spędziłabym tyle czasu z moimi bliskimi, na co w ostatnich miesiącach nie miałam zbyt wiele czasu.
6/ Dzięki przebywaniu w domu rodzinnym mogę poczuć się trochę jak w dzieciństwie, gdy dom i podwórko były moim całym świat, który każdego dnia odkrywałam, buszując w szafach, przeglądając rzeczy na strychu, przemeblowując pokój trzy razy w miesiącu.
7/ Dzięki zamknięciu w domu przypomniałam sobie, jak to jest się nudzić i jak twórcza może być nuda, czego nie doświadczyłam przez ostatnich kilka lat.
8/ Nie jest tak źle, bo mam komputer i internet, który łączy mnie ze światem.
9/ Gdyby nie wirus, na pewno nie przeczytałabym tylu rozdziałów z naukowych książek i czasopism, do czego byłam zmuszona, gdy wprowadzono zdalną naukę. Do tej pory uczyłam się głównie z notatek z wykładów. Nie odkryłabym, że czytanie takich książek, nawet jeśli są napisane naukowym językiem, jest dla mnie bardzo przyjemnym sposobem na naukę.
10/ Cieszę się, że dzięki zdalnej nauce mogłam dostrzec, że moim wykładowcom nie przestało zależeć na studentach i że starają się w miarę możliwości ułatwić nam naukę w tym czasie.
11/ Cieszę się, bo mogę uczyć się we własnym tempie – jednego przedmiotu mogę się uczyć 30 minut, a nad innym mogę spędzić 3 godziny, bo akurat tyle potrzebuję i mam na to ochotę.
12/ Cieszę się, że mogę codziennie wstawać bez budzika.
13/ Cieszę się, że choć biblioteki są zamknięte, mam duży zapas książek w domu, które od dawna chciałam przeczytać, a odkładałam na później. Gdyby nie kwarantanna, wciąż wypożyczałabym nowe z biblioteki, zamiast czytać te, które mam.
14/ Gdyby nie kwarantanna, nie byłoby mnie w domu rodzinnym i ominęłaby mnie większość wiosennych prac w ogrodzie, które bardzo lubię.
15/ Poza drobnymi radościami dotyczącymi mojej codzienności, bardzo cieszą mnie wszystkie wspaniałe inicjatywy, które podejmują ludzie, żeby nawzajem sobie pomagać w tym trudnym czasie. A jest ich mnóstwo: akcja Wzywamy posiłki, która zajmuje się dostarczaniem jedzenia dla personelu medycznego, podobna – Obiady dla bohaterów; Localspots.pl – strona z mapą sklepów, restauracji, które oferują towary do zakupu na wynos lub z dowozem, dzięki czemu można pomóc im w utrzymaniu się; w podobnym celu powstała akcja, którą można znaleźć pod hasztagiem #wspierampolskiemarki lub #wspierampl, gdzie internauci polecają sobie nawzajem polskie firmy, marki, rzemieślników; aby wesprzeć dzieci, które potrzebują komputerów do nauki zdalnej, na Facebooku powstała grupa Uwolnij złomka, gdzie ludzie z całej Polski wstawiają ogłoszenia o komputerach, laptopach, słuchawkach, kamerkach, które mają do oddania; wiele zbiórek publicznych, wielu wolontariuszy pomagających starszym osobom.
Spróbuj zagrać w Grę i zrobić swoją listę. Zawsze znajdzie się choć jedna rzecz, z której można się cieszyć. Serio.
_____
Jeśli wiesz o jakiejś inicjatywie, której nie wymieniłam w punkcie 15, napisz mi o niej, żebym mogła uzupełnić listę i żeby jak najwięcej osób się dowiedziało o dobrych akcjach.
Tekst nie zostałby opublikowany, gdyby nie rozmowa z P. – dziękuję! ❤