Kilka lat temu trafiłam na YouTube na film pewnej dziewczyny zatytułowany „Gdybym była odważna”, w którym wymieniła wszystkie rzeczy, które chciałaby robić, jeśli miałaby odwagę. To były sprawy różnego kalibru – mniejsze, jak na przykład częstsze dzwonienie do ludzi, śpiewanie; albo większe – okazywanie miłości ludziom, na którym jej zależy. Pamiętam szczerość bijącą z jej słów i pomyślałam, że opowiadanie tego wszystkiego musiało być bardzo trudne, dlatego że hasło „gdybym była odważna” nierozerwalnie związane jest z „boję się”. A przyznanie się do tego, czego się boimy, nie należy do najłatwiejszych rzeczy.
Film zakończyła zdaniem: „Gdybym była odważna, opublikowałabym ten filmik”.
Szalenie spodobała mi się ta puenta.
Film przypomniał mi się miesiąc temu i postanowiłam spisać podobną listę, żeby zobaczyć, ile sama mam rzeczy, które chciałabym w życiu robić, a od których dzieli mnie tylko (i aż) strach.
Gdybym była odważna
Gdybym była odważna, częściej mówiłabym, jeśli z czymś się nie zgadzam, zamiast milczeć i unikać konfliktów.
Gdybym była odważna, częściej zabierałabym głos w sprawach społecznie istotnych i dzieliła się swoim zdaniem w mediach społecznościowych.
Gdybym była odważna, spróbowałabym odnowić znajomości z ludźmi, których bardzo lubię, a z którymi urwał mi się kontakt, nie martwiąc się tym, że może głupio się odzywać po tak długim czasie.
Gdybym była odważna, pisałabym na blogu, nie zastanawiając się, czy komuś to jest potrzebne i czy ktoś będzie chciał to czytać.
Gdybym była odważna, pisałabym co drugi dzień, nie przejmując się, że teksty nie są wystarczająco dopracowane.
Gdybym była odważna, pisałabym o wszystkim na co mam ochotę, nie hamując się myślami, że to głupie i infantylne. Dzieliłabym się swoim życiem w internecie, nie zastanawiając się, co ktoś sobie o tym pomyśli.
Gdybym była odważna, chodziłabym na wydarzenia, które wydają mi się fajne, ale na które nie chodzę, bo zazwyczaj średnia wieku to mniej więcej 40+.
Gdybym była odważna, rzuciłabym studia i zrobiła sobie rok przerwy, nawet jeśli nie mam żadnego pomysłu na to, co będę robić.
Gdybym była odważna, nie ciągnęłabym tyle czasu znajomości, które niczego nie wnoszą do mojego życia lub które nawet mnie przytłaczają.
Gdybym była odważna, bardziej udzielałabym się w mediach społecznościowych, udostępniając treści, które podobają mi się lub są dla mnie istotne.
Gdybym była odważna, wyjechałabym w podróż bez konkretnego planu i bez ustalonej daty powrotu.
Gdybym była odważna, napisałabym listy do wszystkich ludzi, którzy coś zmienili w moim życiu, a którzy o tym nie wiedzą, bo na przykład rozmawialiśmy tylko raz w życiu i nie widzieliśmy się kilka lat.
Gdybym była odważna, nie wstydziłabym się swojej wrażliwości.
Gdybym była odważna, bez skrępowania prowadziłabym small talki z ludźmi w sklepie, na ulicy, w poczekalni, żeby tworzyć dobrą atmosferę w miejscach publicznych.
Gdybym była odważna, nie usunęłabym 1/3 wszystkich punktów z listy „gdybym była odważna”.
Jeśli czytaliście wpis „Wstyd przed mówieniem sobie nie wiem”, wiecie, że po obronie licencjatu uznałam, że totalnie nie wiem, co chcę robić w życiu. Nie miałam ochoty kontynuować studiów, ale z braku lepszego pomysłu zapisałam się na II stopień. Pod koniec września codziennie zmieniałam zdanie, czy iść, czy nie iść na studia. W końcu poszłam, ale siedząc na pierwszych stacjonarnych zajęciach, już wiedziałam, że to nie jest moje miejsce i że nie wyobrażam sobie spędzić tu kolejnych dwóch lat.
Choć punkt o rzuceniu studiów figurował na mojej liście „Gdybym była odważna”, to rezygnacja po jednym dniu wydawała mi się raczej kapitulacją niż aktem odwagi. Najbliższy czas jawił mi się jako jedna wielka niewiadoma, a brak planów na życie w kolejnych miesiącach po prostu mnie przerażał. Gdy już trochę ochłonęłam i okazało się, że świat się nie zawalił, że codziennie mam co robić i po co wstawać, trochę się uspokoiłam. Wróciłam do mojej listy i pomyślałam: skoro zrealizowałam jeden z punktów, to może jednak jestem odważna i zrealizuję też inne?
I postanowiłam, że chcę maksymalnie dobrze wykorzystać ten gap year. Pierwszy raz w życiu mam tyyyle czasu, z którym mogę zrobić co mi się podoba. Będę próbować nowych rzeczy, uczyć się tego, czego chcę według własnego planu i pomysłu, spełniać marzenia z listy, więcej czasu poświęcać rzeczom, które kocham robić.
Chcę na bieżąco dokumentować ten rok, żeby za 12 miesięcy przyjrzeć się temu, co robiłam, czego się nauczyłam i widzieć, że nie był to stracony czas. Myślę, że to będzie jednocześnie niezła pamiątka dla mnie, a może inspiracja dla kogoś jeszcze?
Tak więc zaczynam więc nową serię na blogu, w której będę relacjonować wydarzenia z tego roku przerwy i którą będę pisać równolegle do zwykłych tekstów. Stworzyłam stronę na Facebooku, prawdopodobnie będę też coś wstawiać na Instagrama, więc jeśli chcielibyście towarzyszyć mi w tym 12-miesięcznym eksperymencie i szukaniu życiowej drogi, zapraszam serdecznie.
Plan jest luźny, nie wiem, co z tego wyniknie. Nie wiem, gdzie będę za rok, ale wierzę, że bliżej niż jestem teraz odpowiedzi na pytanie, co chcę w życiu robić.
A Wy co byście zrobili, gdybyście byli odważni?